
Po XX zjeździe KPCh, jej przewodniczący – Xi Jinping – jest „przewodniczącym od wszystkiego”, i to jest właściwa definicja jego funkcji w Państwie Środka
O konsekwencjach XX zjazdu Komunistycznej Partii Chin dla Państwa Środka i dla świata oraz o relacjach chińsko amerykańskich i o tym czy Chiny są złe na Rosję, z profesorem Bogdanem Góralczykiem rozmawia Marek Loos.
Podczas konferencji Transport Managera – 100 CEO’s – we wrześniu mówił Pan, że oczekuje na rezultaty XX zjazdu KPCh, bo mogą one przynieść istotne zmiany dla Chin i dla świata. Zjazd się odbył w październiku i z doniesień medialnych wynika, że nakreślono w jego trakcie trzy główne obszary rozwoju Państwa Środka. Po pierwsze – powrót do komunistycznych korzeni ideologicznych. Po drugie – skupienie się na sprawach i problemach wewnętrznych. Po trzecie – silny nacisk na rozwój najnowocześniejszych technologii. Co jeszcze ważnego zostało nakreślone podczas zjazdu?
Artykuł ukazał się w 6 wydaniu /2022/3 (grudzień-styczeń) czasopisma Transport Manager
Potwierdzam w całej rozciągłości, że XX zjazd Komunistycznej Partii Chin będzie ważną cezurą z wielu różnych powodów. Pierwszy zasadniczy jest taki, że przewodniczący Xí Jìnpíng pełni trzy najważniejsze funkcje w państwie, to znaczy jest przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej, więc głową państwa, często mówimy prezydentem. Jest sekretarzem generalnym partii – też zaczynamy mówić przewodniczącym, jak kiedyś wobec Mao Zedongai. Jest szefem Komisji Wojskowej przy Komitecie Centralnym Komunistycznej Partii Chin, czyli głównodowodzącym armią. Na dodatek zajmuje jeszcze tak wiele stanowisk, że zdefiniowano, go jako „przewodniczącego od wszystkiego” i to jest właściwa definicja. Sprawuje on władzę od 10 lat – przez dwie kadencje – i dostał władzę na trzecią, a być może dożywotnio. W tym sensie zerwano z poprzednim „zbiorowym cesarzem”, Chiny mają znowu cesarza, ale z komunistycznego nadania. Mają jedynowładztwo, co do którego ja mam swoją mantrę, którą i w tym wywiadzie powtórzę, że autokracja, na krótką metę, może być skuteczna i efektywna, natomiast autokracja, a tym bardziej totalitaryzm (totalitaryzm rodzi się tam, gdzie pojawia się strach, a on się w niektórych kręgach rzeczywiście pojawia) to jest recepta na katastrofę, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Autokracja, na krótką metę, może być skuteczna i efektywna, ale na dłuższą – to recepta na katastrofę.
Drugi element w sensie politycznym jest taki, że Xí Jìnpíng jako jedynowładca, stoi na czele miliarda czterystu milionów Chińczyków i liczącej dziewięćdziesiąt sześć milinów członków partii, więc proszę Komunistycznej Partii Chin nie porównywać z partiami, jakie znamy u nas, bo tam to nie jest po prostu partia. Jej członkowie są współczesnymi Mandarynami. To jest elita władzy. Wszystko, co się będzie działo w Chinach w sensie politycznym, rozegra się wewnątrz niej, bez względu na to, jak się rozegra. W tej 96-milionowej strukturze jest Komitet Centralny, czyli dwieście pięć osób, które mają prawo decydowania i jeszcze jest ponad sto siedemdziesiąt zastępców członka, ale oni nie mają prawa głosu. Wreszcie w strukturze hierarchicznej jest Biuro Polityczne Komitetu Centralnego KPCh, dwudziestoczteroosobowe w tej chwili i wreszcie 7 -osobowe gremium, które dotychczas Chinami rządziło, czyli Stały Komitet Biura Politycznego KC KPCh (wcześniej przeze mnie nazwany „zbiorowym cesarzem”).
Co istotne, na XX Zjeździe do tego Stałego Komitetu Biura Politycznego poza Xí Jìnpíngiem, weszło sześciu jego popleczników, akolitów, czyli ludzi mu wiernych i oddanych.
Nawet dotychczasowy szef sekretariatu i gabinetu Xi Jinpinga awansował na takie stanowisko. Każdy z członków tego gremium ma w życiorysie współpracę z Xí Jìnpíngiem na poprzednich etapach kariery. W sensie politycznym mamy więc na nowo strukturę, absolutnie stożkową, hierarchiczną, no i mamy nowego cesarza, który jak rozumiem, dostał mandat na to, od komunistycznej partii, żeby w najbliższym okresie – do 2027 r. – jak najlepiej, z punktu widzenia Chin, samego Xí Jìnpínga i tamtejszej elity, zamknąć sprawę zjednoczenia wszystkich chińskich ziem, a więc doprowadzić do zjednoczenia z Tajwanem
W Chinach mówi się, że docelowo do 2049 r. – na stulecie ChRL – ma dokonać się „chiński renesans”, ale jest pewne, że nie będzie żadnego „renesansu”, jeśli po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej są dwa organizmy z Chinami w nazwie. Jeden nazywamy ChRL, Chiny Ludowe, czy kontynentalne, a po drugiej jest Republika Chińska na Tajwanie – przedłużenie rządów republikańskich Czang Kaj-szeka rządzących na kontynencie do 1949 r. W sensie politycznym i strategicznym widzimy, że gra toczy się o niezmiernie wysoką stawkę.
Z kolei w sensie gospodarczym Xí Jìnpíng rządząc przez dziesięć lat pokazał, że chce powrotu ideologii i komunistycznego żaru, który się ostatnio wypalił.
Co można rozumieć pod pojęciem „ideologiczny żar”? Co ma się na niego składać?
Przekładając to z „chińskiego na nasze”, chodzi o cztery podstawowe elementy. Pierwszym jest leninizm, który kiedyś sprowadzał się do dwóch podstawowych haseł. Pierwsze – kadry decydują o wszystkim i tutaj mówiłem, w pierwszej sekwencji, jak te kadry wyglądają, że są całkowicie oddane i podporządkowane wodzowi. Drugie hasło brzmi – surowa dyscyplina, bo tym był leninizm tak naprawdę.
Potem jest marksizm, ale nie w rozumieniu filozoficznym, czy nawet ekonomii politycznej, tylko w rozumieniu stricte ekonomicznym, co u nas najlepiej udowodnił świętej pamięci Andrzej Walicki w tomie pt. „Skok do królestwa wolności”. Pisze w nim, że marksizm nie ufał rynkowi. Marksizm chciał etatyzmu. Tak więc marksizm w rozumieniu Xí Jìnpínga to jest monopolizacja władzy, pieniądza i środków – centralizacja oraz niechęć do rynku i do prywatnego sektora, do tego stopnia, że do przedsiębiorstw sektora prywatnego, a nawet do transnarodowych korporacji wprowadza się w Chinach komórki Komunistycznej Partii Chin, czyli wchodzi do biznesu de facto cenzura partyjna.
Poprzednio tego nie było, bo Deng Xiaoping – poprzedni przywódca Chin – dbał o to, żeby rządził „zbiorowy cesarz”, bo sam był ofiarą kultu jednostki, który się teraz w Chinach odradza. Deng równocześnie separował zarządzanie państwem (administrację i rząd) od partii. Teraz znowu się to łączy.
Trzecia sekwencja jest taka: Xí Jìnpíng jest człowiekiem urodzonym w czerwcu 1953 r., czyli ma 69 lat i pełniąc funkcję przewodniczącego od wszystkiego, złamał wiele obowiązujących dotychczas zasad. Między innymi taką, że najwyższych funkcji w państwie nie pełni się w wieku powyżej sześćdziesięciu ośmiu lat. Na swojego głównego wojskowego wybrał generała 72-letniego, ponieważ ten generał walczył w jednym oddziale i znał się z ojcem Xí Jìnpínga, dawno temu. Mając na uwadze, że Xí Jìnpíng ma tyle lat ile ma, z biologicznych powodów nie doczeka zapowiadanego przez siebie wielkiego renesansu chińskiego narodu. Dlatego już na poprzednim zjeździe – dziewiętnastym – w październiku 2017 r., ogłosił, że do 2035 r. Chiny mają być społeczeństwem innowacyjnym. Znaczy to, że pomimo, iż Chiny już są wyzwaniem gospodarczym i handlowym dla świata zachodniego, to chcą być również wyzwaniem technologicznym.
Jakie ma to konsekwencje dla świata?
Stąd biorą się znane kontrowersje wokół: Huawei, 5G czy Tik Tok, rodzące obawy, że Chiny zaczęły wyprzedzać Stany Zjednoczone, w niektórych wybranych dziedzinach wysokich technologii. Data 2035 r. stała się magiczna i podejrzewam, że to jest ta cezura – Xí Jìnpíng wyznaczył sobie, że do tego roku chce rządzić, bo jego ojciec dożył niemal dziewięćdziesiątki, a jego 96-letnia matka jeszcze żyje – więc ma szansę. W 2021 r., kiedy Xi spełnił jeden ze stawianych sobie wcześniej celów, że Chiny mają być społeczeństwem umiarkowanego dobrobytu, ogłosił, że do 2035 r. Chiny mają być nie tylko społeczeństwem innowacyjnym, ale już społeczeństwem dobrobytu. Oznacza to, że przekroczą pułapkę średniego dochodu i staną się społeczeństwem zamożnym, opartym na klasie średniej, która osiągnie taki poziom życia jaki ma dzisiaj Korea Południowa, czyli porównywalnym z Polską, a więc średnią Unią Europejską. Cel ten został ogłoszony jesienią 2021 r. Potem przyszły kłopoty z wiosny 2022 r., związane z lockdownami. Sądzę więc, że Chiny trochę zabuksowały i nie będą miały takiego wzrostu, o jakim marzą. A społeczeństwo ostatnio mocno pokazało, że ma już dość twardych lock downów i jest na pograniczu buntu.
Dotychczas model chiński opierał się na globalizacji i eksporcie, a teraz ma być oparty na kwitnącej klasie średniej i rynku wewnętrznym.
Na XX zjeździe do statutów partii wprowadzono dwa pojęcia. Jedno to społeczeństwo dobrobytu i powtórzono datę 2035, a drugie – i o to Pan zapytał we wstępnym słowie – nowy model rozwojowy tak zwanej „podwójnej cyrkulacji”, który wraca do chińskiej tradycji. Chińska tradycja natomiast mówi, że to, co chińskie jest kluczowe, kardynalne, podstawowe, wyjściowe, a to, co zewnętrzne jest uzupełniające i użytkowe. Dotychczas model chiński opierał się na globalizacji i eksporcie, a teraz ma być oparty na kwitnącej klasie średniej i rynku wewnętrznym. Xí Jìnpíng dodał jeszcze jedną cezurę do zamknięcia do 2035 r., potem przyspieszoną do – 2027 r. – a mianowicie do tej pory ma być zmodernizowana chińska armia. Ta armia ma być jednak inaczej modernizowana niż polska, bo Polska zakupuje czołgi, samoloty, haubice, ciężki sprzęt, a Chińczycy chcą to zrobić inaczej.
To znaczy jak?
Owszem, samoloty tak, ale największy nacisk ma być położony na flotę morską, wojskowe jednostki morskie oraz cyberprzestrzeń, cyberprzestrzeń i jeszcze raz cyberprzestrzeń.
W swojej wypowiedzi nie dokończyłem jednego elementu, dotyczącego ideologii Xí Jìnpínga, bo powiedziałem, czym jest w jego rozumieniu leninizm i marksizm, a nie dodałem, że są tam dwa inne pojęcia, być może najbardziej kluczowe. Jedno to konfucjanizm, czyli powrót do chińskich źródeł cywilizacyjnych, bo konfucjanizm jest patriarchalny i hierarchiczny, a więc bardzo sprzyjający autorytarnej władzy. Do tego dochodzi czynnik być może kluczowy, najważniejszy – silny i coraz bardziej zaznaczony nacjonalizm. Chińczycy nie znoszą hasła „America first”, bo to przecież oni są first! Oni są first, bo pochodzą z Zhong guo, czyli Państwo Środka. No i to jest, zarys tego, co przyniósł dwudziesty zjazd KPCh.
Chińczycy nie znoszą hasła „America first”, bo oni są first!
Dziękuję za szerokie tło i przedstawienie sytuacji z punktu widzenia chińskiego. Teraz z naszego punktu widzenia można zadać pytanie: co te postanowienia zjazdu, mogą oznaczać dla: po pierwsze globalnej polityki pozostałych mocarstw, głównie Stanów Zjednoczonych i – po drugie – dla kwestii Tajwanu?
Dla każdego, kto śledzi chiński dyskurs publiczny i tamtejsze media (należę do nielicznych osób w Polsce, które to robią), nie ma żadnych wątpliwości, że nadrzędnym celem strategicznym dla Xí Jìnpínga i obecnej hierarchii władzy w Chinach jest Tajwan. Pytanie, jak to zrobić? Bowiem z jednej strony, kiedy Władimir Putin rozpętał wojnę na Ukrainie, wydawało się, że jest to drugi front, sprzyjający chińskim strategom. Tymczasem jest odwrotnie. Putin doprowadził Chińczyków do wściekłości, bo skomplikował im bardzo sprawy. Do tego stopnia, że Xí Jìnpíng, nie wysłał depeszy gratulacyjnej z okazji 70. urodzin Putina.
Jeszcze bardziej skomplikowali Chińczykom całość Amerykanie, ponieważ administracja Donalda Trumpa od początku 2018 r., całkowicie zmieniła strategię względem Chin. Wcześniej – od czasów Kissingera i Nixona, czyli od początków lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia – Amerykanie stosowali strategię zaangażowania. Głosiła ona, że współpracujemy z Chinami, inwestujemy, wchodzimy w interakcje. Trump biorąc pod uwagę ponad 400 mld dolarów ujemnego salda handlowego z Chinami rocznie i – jak napisał na Twitterze: „drugie tyle tracimy w prawach własności”, odszedł od strategii zaangażowania i zainicjował, w marcu 2018 r., wojnę handlową i celną z Chinami. Wcześniej podpisał dwa kluczowe dokumenty: nową strategię bezpieczeństwa i nową strategię militarną Stanów Zjednoczonych, gdzie zamiast poprzedniego zaangażowania, jest strategiczna rywalizacja. Mamy już wojnę handlową i celną, ona nie przełożyła się do chwili, w której rozmawiamy (połowa listopada 2022 r. – przyp. red.) na zmniejszenie amerykańskiego ujemnego salda z Chinami. Za 2022 r. to też będzie około 400 mld na niekorzyść USA. Tymczasem wyzerowały się nowe chińskie inwestycje na terenie Stanów Zjednoczonych i coraz bardziej ograniczone są inwestycje amerykańskie w Chinach. Kapitał amerykański zaczyna z Chin wychodzić, a nawet uciekać.
Do tego w czasie pandemii doszły kolejne wojny, mianowicie medialna, odczuwalna i w Polsce. Myślę, że będzie ona narastała, podobnie jak wojna technologiczna, o której wspominałem. Stąd zarówno Huawei, 5G, jak i ta wojna przenoszą się do kosmosu, bo Chiny dokonały kopernikańskiego wręcz przewrotu i postępu w ostatnich latach, jeśli chodzi o podbój kosmosu. Również oni idą w kosmos w celach merkantylnych, np. po ziemie rzadkie, bez których nie ma postępu naukowo technicznego.
Tymczasem Donald Trump chce wystartować w wyborach prezydenckich w 2024 r., a polityka Bidena względem Chin jest taka sama, jak Trumpa, a nawet jeszcze ostrzejsza. Społeczeństwo i elity amerykańskie są chyba jeszcze bardziej spolaryzowane niż w Polsce (co trudno sobie wyobrazić), ale ich stosunek do Chin jest spójny, objęty konsensusem obu wielkich partii – bipartisanship. Stąd Chiny i władze tamtejsze z Xí Jìnpíngiem włącznie, robią maksymalnie wszystko w trzech celach. Pierwszy – żeby nie doprowadzić do nowego bipolaryzmu – nowej zimnej wojny, o czym bezustannie mówią media światowe i amerykańskie, a te są, jak wiemy silniejsze niż chińskie, dlatego antyzimnowojenne przesłanie chińskie jest słabsze. Drugie – nie angażują się w całości po stronie Putina. One stoją, po stronie Rosji. Mają propagandę prorosyjską, a nie proukraińską, ale nie sprzedają Rosji sprzętu wojskowego. Nie współpracują militarnie z jednego nadrzędnego powodu – boją się jak ognia takich samych sankcji wobec siebie jakie Zachód zastosował wobec Rosji.
Tu rodzi się pytanie – dlaczego tak postępują?
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, nawet ja, gdy uczyłem studentów na Uniwersytecie Warszawskim, jako zamienniki dwa pojęcia: globalizacja i amerykanizacja. Dzisiaj już bym tego nie zrobił, bo wszystko wskazuje na to, że największym beneficjentem ostatniej fali globalizacyjnej są Chiny, a nie Stany Zjednoczone, tak mówią wszystkie statystki. Stąd też Xí Jìnpíng, pojechał na szczyt G20 na Bali do Indonezji, gdzie ponad 3 godziny rozmawiał z Joe Bidenem. Panowie bardzo dobrze się znają od kilkunastu lat, ponieważ kiedyś obaj byli wiceprezydentami, a później jeszcze rozmawiał Kamalą Harris, wiceprezydentem, przy okazji innego szczytu – w Bangkoku, no i w chwili, kiedy rozmawiamy mamy zawieszenie broni – pewną odwilż, rozejm, bo obydwie strony doszły do wniosku, że wojna handlowa teraz się nie opłaca. Zderzenie jest jednak strukturalne, szczególnie gdy chodzi o Tajwan. Chiny nie pozostawiają, żadnych wątpliwości, również Xí Jìnpíng w swoim referacie programowym na dwudziestym zjeździe, gdzie dostał zresztą największy aplauz z sali, gdy mówił: my jesteśmy Chińczykami po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej. Jesteśmy jedną rodziną, jednym narodem i nikt nas z zewnątrz nie podzieli. Problem polega na tym, że Amerykanie już w trakcie wojny koreańskiej zdefiniowali Tajwan jako swój amerykański, niezatapialny lotniskowiec na zachodnim Pacyfiku.
Do tego dochodzi jeszcze trzeci czynnik, a mianowicie od czerwca 2019 r., mieliśmy, nagłośnione, a potem przykryte przez pandemię, wielkie demonstracje na terenie Hongkongu. U nas mało kto pamięta, skąd one się wzięły. Otóż młodzież i inteligencja w Hongkongu wyszła na ulice masowo, ponieważ nie godzili się, aby dwóch obywateli specjalnego regionu autonomicznego ChRL o nazwie Hongkong było sądzonych na mocy ekstradycji, poprzez ustawodawstwo ChRL. Wystąpienia miały charakter masowy. Całe media zachodnie były pełne huku. Potem przyszła pandemia i władze chińskie narzuciły Hongkongowi nową specjalną ustawę o bezpieczeństwie, na mocy której wszystkich siedem i pół miliona obywateli specjalnego regionu autonomicznego podlega teraz jurysdykcji ChRL. To dowodzi, jak Chiny potrafią być skuteczne, prawie bez użycia siły. Obyło się bez masakry, podobnej do tej z placu Tiananmen.
Chiny dokonały kopernikańskiego wręcz przewrotu i postępu w ostatnich latach, jeśli chodzi o podbój kosmosu.
Casus Hongkongu był czerwoną płachtą dla mieszkańców Tajwanu, bo jeśli tak postąpiono z Hongkongiem, to „jeśli Chiny proponują nam pokojowe zjednoczenie, nasz los będzie taki sam”. W efekcie Tajwańczycy, którzy od 1949 r., po pierwsze są odrębnym organizmem od Chin i zdobyli własną tożsamość, po drugie są od 1988 r. dosyć dobrze funkcjonującą demokracją, z czego są zadowoleni, dumni i szczęśliwi i po trzecie widzą, co się stało w Hongkongu, to w efekcie poparcie dla zjednoczenia z Chinami kontynentalnymi jest teraz jednocyfrowe. To niewątpliwie komplikuje kalkulacje chińskie. Chociaż ostatnia przegrana pani Tsai Ing-wen i rządzącej Demokratycznej Partii Postępowej otwiera tu pewne nowe możliwości.
Konkludując tę wypowiedź, zaapeluję, żebyśmy nie porównywali Chin do Rosji, co nagminnie ma miejsce. Chiny to nie Rosja. To są inne kultury strategiczne. Rosja to kultura bojarska „pieprznąć przeciwnika pałą w łeb” albo „rąbnąć łbem o mur, który przede mną stoi”. Putin pokazał, że tak rzeczywiście jest. Przecież sam nie przypuszczał, z jakim murem spotka się po stronie ukraińskiej. Opór okazał się skuteczny.
Chińska kultura strategiczna jest bardziej wysublimowana, przez co bardziej niebezpieczna dla Zachodu. Od starożytnych już mędrców, od Sun Tzu poczynając, „nie sztuką jest pokonać przeciwnika w walce, sztuką jest pokonać go bez walki”, czyli przechytrzyć go, przekupić, skorumpować, omamić, zmęczyć, wycieńczyć, zastosować fortel. Tak się działa po chińsku, bo mantra chińska jakże piękna i wszystko mówiąca – powiada tak: „Szczęk oręża to klęska stratega”, czyli wojna to jest operacja myślowa, a jak już wojsko wpuszczasz, to znaczy, że wyczerpałeś wszystkie swoje koncepty, że już nie masz niczego innego, tylko puszczasz żołnierza, żeby się bił.
No właśnie Panie profesorze. Powiedział Pan, że Chiny obrały z jednej strony odwilż w relacjach z Ameryką, a z drugiej strony zdecydowany głos, że społeczeństwo Tajwanu jest jednością ze społeczeństwem Chin Kontynentalnych. Tymczasem Ameryka uważa, że Tajwan jest jej strefą wpływów i jednocześnie to, co Pan mówił, że „szczęk oręża jest porażką strategów”. Jak to wróży przyszłości w tamtym rejonie?
Chińczycy boją się jak ognia takich samych sankcji wobec siebie jakie Zachód zastosował wobec Rosji. Dlatego nie współpracują militarnie z Rosją.
Lepiej nigdy nie prorokować przyszłości, bo się można pomylić. Chyba że pięćdziesiąt lat do przodu, bo wtedy już w grobie będę leżał i najwyżej przyjdą i naplują na płytę, ale ja tak daleko nie sięgam do przodu i powiem tak: mamy oprócz frontów w Donbasie czy gdzieś w okolicach Chersonia, od lata 2022 r., jeśli nie wcześniej, nowy front: Tajwan i Morze Południowochińskie. Ma tam miejsce zderzenie strukturalne, to jest zdarzenie dotychczasowego hegemona z pretendentem i chwilowa odwilż nic tu nie zmienia. To jest trwałe zderzenie i ono odezwie się tak czy inaczej, w tej, czy innej formie. Tutaj nie ma pojednania w świetle tego, jaki mandat dostał Xí Jìnpíng i jakie są jego wyraźnie sformułowane cele: wielki renesans narodu chińskiego i pośrednie cele do 2035 r. Natomiast obydwie strony uznały – uważam, że słusznie, iż teraz po prostu eskalacja napięć i prawdziwa wojna nikomu się nie opłaci, więc jest zbieranie sił i czekanie na odpowiedni moment. Jak to będzie rozwiązywane, nie wiem, wydaję mi się jednak, że widzieliśmy próbę generalną latem 2022 r., kiedy niespodziewanie dla Chin i dla Xí Jìnpínga, na Tajwanie wylądowała Nancy Pelosi, trzecia co do ważności w hierarchii precedencji polityk amerykańska, spikerka Izby Reprezentantów i była to dla Chin prestiżowa porażka, bo Chiny traktują Tajwan jako swoją wewnętrzną sprawę. I co zrobiły Chiny? Tym razem nie ograniczyły się do werbalnych ataków, lecz zastosowały wobec Tajwanu prawie dziesięciodniową blokadę morską i lotniczą. Tajwan i jego 23,5 mln mieszkańców, nie mają surowców. Wszystkie surowce energetyczne są sprowadzane, czyli mieszkańców tej wyspy można próbować zagłodzić, albo inaczej – wycieńczyć.
Warto się temu przyglądać, ja nie wiem jak to zostanie rozwiązane, ale wydaję się, że determinacja Xí Jìnpínga jest tutaj absolutnie niewzruszona.
Teraz Panie Profesorze jest jeszcze jedna ważna kwestia, która od strony zachodniej towarzyszy Chinom, czyli Rosja, jako podstawowy sojusznik Chin w Eurazji.
Po pierwsze – powszechnie się mówi, że Rosja jest sojusznikiem Chin, a nie jest.
Chiny nie mają sojuszników. Mają jednego – papierowego – i to jest Kim Dzong Un, przywódca Korei Północnej. Chiny programowo nie podpisują żadnych sojuszy.
Najwyższy status, jaki nadają swoim partnerom, a ten ma i Polska i Rosja, żeby było śmiesznie, to jest comprehensive strategic partnership, czyli rozwinięte, wszechstronne, strategiczne partnerstwo i Rosja ma taki status, a relacje chińsko-rosyjskie są klasycznym małżeństwem z rozsądku. Istnieje piękne chińskie powiedzenie: „śpią w jednym łóżku, ale mają różne sny” i to jest właśnie istota relacji chińsko-rosyjskich, które po 24 lutego 2022 r. skomplikowały się. Władimir Putin latem 2021 r., wystąpił ze swoim wielkim manifestem, że on chce jednoczyć wszystkie ziemie ruskie (dziwne, że tego nie nagłośniono na Zachodzie, bo manifest ów ukazał się również po białorusku i ukraińsku). Następnie 17 grudnia 2021 r. Putin przedstawił już konkretne warunki, że nie chce rozszerzenia NATO na wschód, czyli na Ukrainę. Potem zaczął gromadzić wojska i cały ten czas Chiny siedziały na wzgórzu i obserwowały walczące tygrysy. Natomiast 4 lutego 2022 r, Putin pojechał na otwarcie zimowych Igrzysk Olimpijskich do Pekinu i panowie długo rozmawiał z Xi Jinpingiem. A potem wydali nie mniej długi, wspólny komunikat, który dla mnie jest jeszcze ważniejszy niż 24 lutego. Ten komunikat z 4 lutego 2022 r., zarysował bowiem nowy ład światowy, głosząc że jest jeden obóz liberalny wokół USA i jest drugi – na wschodzie – nie wokół Kremla, ale w Zhongnanhai, czyli wokół siedziby władz chińskich. W takiej sytuacji Chinom potrzebny jest partner, nie sojusznik. W tym komunikacie Chiny po raz pierwszy otwarcie poparły postulaty rosyjskie, dotyczące rozszerzania NATO, ale – jak zawsze warunkowo – opierając to o własne interesy.
Tymczasem Amerykanie, we wrześniu 2021 r., powołali do życia dwa sojusze. Jeden sojusz sensu stricte wojskowy – AUKUS Australia – Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, a drugi o charakterze struktury bezpieczeństwa QUAD, czyli quadragonale, czterostronna współpraca Stanów Zjednoczonych, Japonii, Australii i Indii. O AUKUS-ie jest cały akapit we wspólnym komunikacie chińsko-rosyjskim. Mówi on, że Chińczycy z poparciem Rosjan, sprzeciwiają się proliferacji, czyli rozszerzaniu sojuszy wojskowych. To był komunikat z 4 lutego, potem były pewnie jakieś ustalenie, bo jak wiemy, agresja nastąpiła po zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Putin jednak nie spełnił i swoich i chińskich oczekiwań. Nie było blitzkriegu. Nie wygonił Zełenskiego. Na dodatek Zachód się zjednoczył i nie ma nowego Janukowycza – nowego namiestnika rosyjskiego w Kijowie.
Chińczycy znowu wrócili na pozycję obserwatora na swoje wzgórze, ale potem, już od lata 2022 r. skalkulowali, że konflikt rosyjsko-ukraiński będzie długotrwały. Rosja tak czy inaczej wyjdzie z niego osłabiona i to jest dobrze dla Chin, bo mają junior partnera prowadzonego na powrozie, prawda? Natomiast Chiny boją się jak ognia scenariusza, że zwycięzcą będzie Zachód, albo, że Rosja zostanie położona na deski przez braci Kliczko, i że dojdzie w Rosji do chaosu, bo wtedy jaki to partner w najważniejszej dla Chin rozgrywce – tej o Tajwan, tej ze Stanami Zjednoczonymi.
Wobec tego sądzę, że gdyby jednak zarysował się scenariusz, iż Rosja pogrąży się w chaosie, to Chiny na większą skalę, niż zrobił to parę razy Erdogan, prezydent Turcji, wejdą jako mediator, rozjemca między Ukrainę i Rosję, bo mają narzędzia ekonomiczne, handlowe, biznesowe, polityczne, strategiczne i wszelkie inne, żeby Putina, czy jego następcę do takich porozumień zmusić, ale na razie obydwie strony chcą walczyć i walczą, no i mamy to, co mamy.
Sun Tzu: „nie jest sztuką pokonać przeciwnika w walce. Sztuką jest pokonać go bez walki”, czyli przechytrzyć go, przekupić, skorumpować, omamić, zmęczyć, wycieńczyć, zastosować fortel.
Czy dodatkowo, Chiny mogą być złe na Rosję ze względu na to, że obecna sytuacja wojenna Rosja-Ukraina doprowadziła do przerwania funkcjonowania ich sztandarowego planu w Eurazji, związanego z łańcuchami dostaw, czyli Nowego Jedwabnego Szlaku (NJS)?
Nie. Akurat z powodu Szlaku szlag ich nie trafił, a raczej z tego, że Putin spieprzył swoją robotę. Są badania, dotyczące ruchu na NJS, które różnią się od powszechnie publikowanych. Jedne mówią, że liczba kontenerów jadących szlakiem lądowym z Chin przez Kazachstan, Rosję, Białoruś, nasze Małaszewicze oraz dalej na zachód, na północ i na południe Europy zmniejszyła się tylko o 15 proc. Inne badania mówią, że obecne przewozy na NJS wynoszą 1/3 tego co przed pandemią. Tu kluczowe są Niemcy, a dotychczas nie rozmawialiśmy o Europie, a kanclerz Olaf Scholz był pierwszym politykiem zachodnim, który odwiedził Xí Jìnpínga po dwudziestym zjeździe i pojechał tam z szefami wielkich konglomeratów niemieckich – łącznie dwunastu. Wśród nich był MAERSK, czyli ta firma, która transportuje przez Polskę kontenery na NJS. Oznacza to, że Chiny zamierzają odbudować Belt and Road Initiative (Inicjatywę Pasa i Szlaku, jak Nowy Jedwabny Szlak nazywają Chińczycy). Ruch na NJS został przystopowany nie tyle przez wydarzenia wojenne, ile przez pandemię. W Pekinie, zgodnie z moimi oczekiwaniami zresztą, już zapowiedziano, że w 2023 r. (nie mamy jeszcze daty) odbędzie się trzeci szczyt Inicjatywy Pasa i Szlaku. Podejrzewam, że Chiny ujawnią na tym spotkaniu już nie tylko plany swoich inwestycji infrastrukturalnych. Spodziewam się nie tylko propozycji nowych kolei, mostów, wiaduktów, portów morskich, czy lotniczych. Zostaną zaprezentowane plany inwestycji w cyberprzestrzeń, zieloną gospodarkę, a być może w kwestie zdrowotne, czy jakieś rozwiązania pandemiczne. Spodziewam się bardziej wysublimowanego projektu, ale jeszcze poczekajmy.
Natomiast ruch ustał zupełnie na południowej nitce NJS, wiodącej przez zdewastowaną Ukrainę na Węgry. Dopóki Białoruś jest stabilna, pociągi chińskie i transporty przez Małaszewicze będą jeździły.
Na Morzu Południowochińskim ma miejsce zderzenie strukturalne, to jest zderzenie dotychczasowego hegemona (USA) z pretendentem (Chiny) i chwilowa odwilż nic tu nie zmienia.
Nawiązał Pan do tego, jaką rolę w tej całej układance mocarstw pełni Europa, Unia Europejska i jaki stosunek do niej mają Chiny?
Xí Jìnpíng, przygotowując się do XX Zjazdu, w sierpniu 2022 r., zaprosił do Pekinu na listopad (a więc antycypując swoją wygraną) przywódców Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii. Ciekawe, że nie zaprosił ani przedstawicieli Komisji Europejskiej, ani Rady Europejskiej i nie Brytyjczyków. To pokazuje jaki jest stosunek Chińczyków do Europy, jako całości.
Czy w realizacji wizji „Chińskiego renesansu” – do 2049 r., mogą przeszkodzić pewne wewnętrzne problemy. Mam na myśli demografię i grożący Chinom kryzys finansowy, związany z trudną sytuacją na chińskim rynku nieruchomości, wywołaną udzielanymi złymi kredytami. Szczególnie ta druga sprawa już wywołuje niepokoje w Chinach i czy może wywołać coś w rodzaju buntu wywołanego niezadowoleniem. Były już przypadki, bardzo lokalne, zbuntowania się ludzi zdesperowanych, którzy nie mogli wypłacić pieniędzy z banku i nie mieli z czego żyć. Jak Pan uważa, czy istnieją takie zagrożenia, czy na tyle silna jest władza, że nie ma szans na jakiekolwiek sprzeciwy?
Niemal dokładnie rok temu w grudniu, czy na przełomie listopada i grudnia 2021 r., wydałem tom „Nowy długi marsz Chiny ery Xí Jìnpínga”. On zresztą wieńczy mój Chiński Tryptyk, o którym wspominałem i u was na konferencji 100 CEO’s. Proszę sobie wyobrazić, że już obecnie „Nowy długi marsz…” jest ponownie w druku, bo musiałem dopisać jeden rozdział o 2022 r., tyle się w Chinach i wokół Chin w ciągu roku zmieniło i na Boże Narodzenie będzie nowe, rozszerzone wydanie.
Będę musiał kupić. O czym Pan napisał w tym rozdziale?
Ta sama okładka, ta sama treść, ale rozszerzona o to, co się stało w 2022 r., bo w tym roku stało się, na scenie wewnętrznej coś, czego Chiny z Xí Jìnpíngiem włącznie absolutnie się nie spodziewały. Wiosną 2022 r. okazało się że dwie chińskie szczepionki nie są skuteczne na nową odmianę wirusa. Trzeba było zamknąć najpierw Szanghaj, potem inne miasta i 200-300 mln Chińczyków było w twardym lockdownie. W chwili, kiedy rozmawiamy (22 listopada 2022 r.), trwa nowa fala zakażeń, nawet w Pekinie są zamykane dzielnice, a Xí Jìnpíng nadal trzyma się twardo tej strategii z jednego podstawowego powodu – Chiny przyznają się, że ofiar śmiertelnych covidu miały kilka czy kilkanaście tysięcy. Tymczasem w samej Polsce ofiar było powyżej stu trzydziestu tysięcy, a na świecie kilka milionów. W Stanach Zjednoczonych, a one są głównym punktem odniesienia – ponad milion. Chiny mówią „to my walczymy o prawa człowieka, a wy się martwicie o prawa człowieka u nas, w Chinach”. Tak jest ustawiona tamtejsza propaganda.
Strategia „zero tolerancji dla covidu” sprowadzała się do jednego skutecznego początkowo środka – twardego, brutalnego lockdownu, gdzie tylko pojawiło się źródło zakażeń. Ta metoda okazała się jednak przeciwskuteczna, bardzo bolesna społecznie, cholernie kosztowna gospodarczo i nie wiadomo do czego jeszcze zaprowadzi Chiny. Tym bardziej, że społeczeństwo chińskie, głównie młodzież i mieszkańcy miast, mają już najwyraźniej dość ich zamykania.
Natomiast Chiny w 2021 r., już zdawało się, że funkcjonują dobrze. Odnotowały wzrost PKB 8,1 proc. W 2022 r., jeżeli Chiny osiągną połowę z tego, to już będzie duży sukces, a może być mniej. Dotychczas od 1989 r. Chiny mają wyższy wzrost PKB niż USA, a od 2015 r. Państwo Środka jest największą gospodarką świata w sensie siły nabywczej. Chiny chciałyby wyprzedzić Stany Zjednoczone również nominalnie. Na razie (po brexicie) wyprzedzają pod tym względem Unię Europejską. Chiny wytwarzają 18 proc. światowego PKB, a USA 22-23 proc., czyli jest jeszcze trochę do dogonienia.
Nie wiadomo czym się zakończy chiński sposób walki z Covidem. Na razie jest to, powiedziałbym, rosyjska ruletka w chińskim wydaniu, z chińską charakterystyką.
Uważam, że jednoosobowy system rządzenia krajem jest potwornie niebezpieczny, bo jednoosobowe rządy, to jednoosobowa odpowiedzialność. Poprowadzisz dobrze, to będziesz wisiał na portrecie, a jeśli poprowadzisz, źle to sam będziesz wisiał, bo odpowiedzialność jest wyłącznie po twojej stronie – prawda? Tu jest ta rosyjska ruletka i na to nakładają się rzeczy o charakterze strukturalnym, których jest masa, ale trzy są najbardziej newralgiczne. Pierwsze, że skończyła się w Chinach dywidenda demograficzna, społeczeństwo się kurczy i starzeje.
Posługuję się taką oto formułą: Japonia się zmodernizowała, zanim się zestarzała, a Chiny się nie do końca zmodernizowały, a już się starzeją. Na dodatek polityka jednego dziecka sprawiła, że zachwiały się proporcje między płciami, a nowe pokolenie Chińczyków w ogóle nie chce mieć dzieci, bo tanie Chiny się skończyły. Czyli wyzwania demograficzne w różnych aspektach.
Drugie – Chiny dotychczas działały na zasadach keynesistowskich – duża akumulacja i duże inwestycje infrastrukturalne. To był drugi najważniejszy motor napędowy modelu rozwojowego, oprócz eksportu. No i pompowano tę gospodarkę, budując w niej bańki. Główna to przemysł deweloperski, stanowiący jedną trzecią chińskiego PKB.
Marksizm w wydaniu ekonomicznym jest drugim potężnym zagrożeniem, bo opiera się na tym, że wspiera się nawet często nieefektywne, państwowe konglomeraty. Jest to potężne zagrożenie dlatego, że ten sektor nie jest uporządkowany. Proszę sobie wyobrazić, że obecnie, mimo lockdownu i pandemii, w centrum Pekinu, czy Szanghaju, za metr kwadratowy apartamentu trzeba zapłacić powyżej stu tys. złotych, a Chiny są jednak społeczeństwem biedniejszym niż polskie.
Doszło więc do wynaturzeń, gdy do tego przez kilka dekad było wielkie centralne parcie na wzrost inwestycji w branży budownictwa mieszkaniowego. W rezultacie Chiny się zadłużyły, szczególnie na szczeblu lokalnym, i zadłużenie przekracza nawet, według oficjalnych danych Chińskiego Banku Ludowego, czyli chińskiego banku narodowego, trzysta procent PKB, a niektórzy mówią, że ten dług jest jeszcze dużo większy.
Relacje chińsko-rosyjskie są klasycznym małżeństwem z rozsądku – „śpią w jednym łóżku, ale mają różne sny”.
Z drugiej strony oczywiście są rezerwy walutowe, ale skala chińskiego zadłużenia ma się nijak np. do kryteriów obowiązujących w Unii Europejskiej, gdzie dług publiczny nie może przekroczyć pięćdziesięciu pięciu, czy sześćdziesięciu procent PKB. Tak więc problemów przed Chinami jest masa, a polityczna odpowiedzialność jest w jednych rękach – rękach wodza, a on z silnymi i zdyscyplinowanymi kadrami ma tym odpowiednio dysponować. Jak to się zakończy, sam jestem ciekaw.
My również, a sytuację będziemy obserwować, bo ma ona przemożny wpływ na cały świat. Dziękuję Panie Profesorze za bardzo ciekawą rozmowę.
Marek Loos
Bogdan Góralczyk – profesor zwyczajny w Centrum Europejskim Uniwersytetu Warszawskiego, jego były dyrektor. Politolog i sinolog, znany publicysta i były dyplomata, m.in. na Węgrzech oraz w latach 2003-2008 ambasador RP w Tajlandii, na Filipinach i w Związku Mjanma (d. Birma). Autor wielu książek i publikacji. w kraju i za granicą, na temat Chin i Azji, problemów globalnych oraz Węgier. Ostatnio wydał: Wielki Renesans. Chińska transformacja i jej konsekwencje (2018), Węgierski syndrom Trianon (2020), Złota Ziemia roni łzy – esej birmański (wyd. II, rozszerzone i uaktualnione 2021), Świat Narodów Zagubionych (wywiad-rzeka, 2021) oraz Nowy Długi Marsz. Chiny ery Xi Jinpinga (2021). Wraz ze wznowieniem w 2022 r. tomu s 2010 r. Chiński Feniks. Paradoksy wschodzącego mocarstwa domknął wydanie – unikatowego nie tylko na polskim rynku wydawniczym – Chińskiego Tryptyku